– Gan bei! – krzyknął ktoś siedzący przy stoliku obok. Wszyscy przy moim stoliku unieśliśmy w górę szklanki z piwem i wypiliśmy ich zawartość do samego dna. I tak trzy albo cztery razy. Przewodniczką picia do dna była ta, która jeszcze w autobusie przedstawiła się, jako ‚dziweczyna, która lubi pić alkohol’. Teraz wszyscy podziwiali jej możliwości w piciu do dna.
W prawdzie chińskie piwo jest słabe, ale ileż można go pić szklanka za szklanką?
Po kolacji przenieśliśmy się na plażę. Chciałam, żeby było ognisko i chciałam grać w siatkówkę. Ale zasiedliśmy na podeście. Wszyscy. Wyjątków nie było. Po popołudniowych zabawach w grupach, po konkursach sprawnościowych i walce na pistolety na wodę, miałam ochotę na zimne piwo bez przymusu picia go do dna za jednym razem. Okazało się jednak, że wieczorne zajęcia nie przewidują picia alkoholu.
– Przecież piliśmy piwo do kolacji – wytłumaczyła mi Xiaohui.
Siedzieliśmy w okręgu. Najpierw zaczęliśmy od gry 007. Ktoś mówi 0 i palcem pokazuje na jedną z grających osób, ta znowu mówi 0 i wskazuje następną, która krzycząc 7 wyznacza kolejnego gracza, ten natomiast celuje w kogoś innego i krzyczy coś na miarę naszego ‚pif-paf’, a postrzelona osoba daje upust bólowi, któremu zaznaje podczas postrzału, a ci siedzący obok niej w geście poddania się bez walki, podnoszą obie ręce do góry. Kto się pomyli, dostaje karę.
– Nie podniosłaś rąk! – krzyczy Dawei, a zawstydzona dziewczyna tupie nogami i mówi, ze podniosła, ale tylko trochę.
– Kara! Kara! – krzyczymy.
Free, który jest naszym liderem, wyznacza zadanie do wykonania. Dziewczyna patrzy na niego błagalnym wzrokiem.
– No dobrze – kara będzie łagodna, ale za to musisz ją wykonać z Xiaoma
– Kim jest Xiaoma? – pytam siedzącą obok mnie dziewczynę.
– To jest jej mąż
Mąż? Przecież ona wygląda, jakby miała szesnaście lat.
Xiaoma troskliwie gładzi po plecach swoją żonę. Wstają.
– Poczekajcie! – mówi Free – najpierw muzyka.
Pobrzmiewają pierwsze takty, a lider tłumaczy:
– Ty jesteś posągiem – mówi do dziewczyny – posągiem, który on musi ożywić, tańcząc wokół niego taniec godowy.
Stoją nieruchomo. Po chwili jego dłonie zaczynają delikatnie dotykać jej pleców. Ona chichocze, a on zaczyna lekko kołysać się w rytm muzyki, a kiedy ta przyśpiesza, wykonuje najbardziej niesamowity taniec z podskokami, obrotami, kończąc klęcząc przed ukochaną. Naszym owacjom nie ma końca.
Gramy dalej. Całe skupienie wkładam w to, by się nie pomylić. Nie potrafię tańczyć ani śpiewać. A przecież jak się pomylę, mur beton każą mi śpiewać po polsku. ‚Wlazł kotek na płotek’, a może ‚Szła dzieweczka do laseczka’?
– Boże! – Myślę sobie. Przecież ja nie znam żadnych piosenek. A oni uparcie celują we mnie. Co i raz krzyczę ‚ling’ (zero), qi (siedem), albo w geście postrzału wołam ‚aaaaa’ lub w pełnej ciszy podnoszę ręce wysoko do góry, tak żeby wszyscy widzieli, że podniosłam.
Kiedy gra zaczyna się nam nudzić, Free decyduje o jej zmianie. I wtedy myślę sobie – trzeba było się pomylić, przynajmniej byłyby wspomnienia, jak im to nieudolnie próbuję wyśpiewać jakieś ‚Pieski małe dwa’.
W następnej grze nie biorę udziału. Wymaga bowiem, przewyższającej moją, znajomości chińskiego. Ktoś opowiada historię i gdy wypowie umówione wcześniej słowo, inni muszą wykonać jakieś konkretne ruchy. Nie do końca nadążam, nie wiem, o co chodzi. Idę więc w stronę morza. Ściemniło się.
W przeciągu całego dzisiejszego dnia na plaży rozbiły się jeszcze trzy takie grupy jak nasza. Dwie z nich zapaliły ogniska. Trzymają się za ręce, tańczą i śpiewają. Ktoś odpala sztuczne ognie. Zabawy milkną, by zaraz znowu powrócić do śpiewania. Tym razem każdy po kolei odśpiewuje swoją ulubioną piosenkę. Kiedy ponownie opuszczam moją grupę i kiedy już zasypiam w namiocie, oni dalej śpiewają, tym razem w ramach gry podobnej do tej z teleturnieju ‚Śpiewające fortepiany’.
Śni mi się, że budzę się o świcie i że oni śpiewają nadal. A może to wcale mi się nie śni? Może śpiewali tak całą noc i dotrwali aż do wschodu słońca?