Rachima Ismajewa pracuje w Kirgiskiej Akademii Nauk. Jest córką profesora Mukhame Khusezovich Imazova, wybitnego dungańskiego uczonego, kierownika Centrum Sinologii i Katedry Studiów nad Dunganami Narodowej Akademii Nauk Republiki Kirgiskiej.
To ona odkrywa przede mną tajemnice, otwarcie przyznając, że zależy jej na tym, by świat dowiedział się o Dunganach. Strach przed unifikacją jest wśród społeczności duży, a globalne zainteresowanie daje realną szansę na utrzymanie ich wyjątkowej odrębności.
Dunganie to nieduża, liczącą 110 tysięcy osób muzułmańska społeczność, która wywodzi się z zamieszkującej wschodnie tereny Chin grupy etnicznej Hui. Choć w ChRL uznawani są za ich potomków, żyjąc w państwach powstałych po upadku Związku Radzieckiego, dystansują się od Państwa Środka i dobitnie podkreślają swoją odrębność.
Język, którym się posługują, to połączenie dialektów Shaanxi lub Gansu z wpływami z tureckiego, arabskiego, rosyjskiego oraz perskiego. Dunganie nie znają chińskich znaków. Pierwotnie bowiem większość z nich była niepiśmienna, a język zapisywano jedną z form alfabetu arabskiego, którym posługiwali się tylko mułłowie, następnie w pierwszej połowie XX wieku zaczęto stosować alfabet łaciński, a od 1953 roku rozszerzoną o pięć dodatkowych liter cyrylicę.
Przez lata wypracowali sobie swój unikatowy kod kulturowy, który oparty jest na wierzeniach i obyczajach przybyłych z Chin przodków oraz na muzułmańskim dziedzictwie. Wzbogacony o elementy pochodzące od rdzennych mieszkańców Azji Środkowej tworzy niezwykle ciekawą mieszankę.
– Naukowcy z Chin przybywają do krajów Azji Środkowej, by na własne oczy zobaczyć, jak wyglądają dungańskie obrzędy – tłumaczy mi Rachima. – W Państwie Środka niektóre z nich zostały już bezpowrotnie utracone. Tymczasem my nadal podtrzymujemy tradycje przodków i dzięki temu na przykład nasze wesela mają więcej wspólnego ze starochińskimi obyczajami niż te, które współcześnie odbywają się na terenie Chin.
W Kirgistanie, w którym żyje najwięcej Dunganów (około 60 000 osób), stanowią 1 proc. populacji. Większość zamieszkuje obszary wiejskie, gdzie niektórzy starsi przedstawiciele nadal mają w domach znane z Chin tzw. kangi, czyli służące między innymi do spania, wykonane z cegieł i niewypalonej kamionki piece. Tak jak ich przodkowie jedzą pałeczkami, a w dni świąteczne przystrajają swoje domy czerwonymi lampionami. Dunganki do dziś w dzień ślubu mają na sobie qipao. Chinki częściej wybierają już białą suknię, tradycyjną czerwień zakładając jedynie do sesji fotograficznej.
To, co w północno-wschodnich Chinach nie jest niczym nadzwyczajnym, tu – w poradzieckiej republice – urasta do rangi zjawiska, jak choćby wybudowany na początku XX wieku w kirgiskim mieście Karakol, dungański meczet. Stylem nawiązuje on do świątyń buddyjskich, jest niezwykle ciekawym przykładem architektury Dunganów. Jest też jednym z ważniejszych dla nich miejsc w regionie, a ze względu na ten zupełnie nietypowy dla Azji Środkowej architektoniczny styl stanowi dużą atrakcję turystyczną.
Upadek Związku Radzieckiego, nowe granice oraz idące za tym utrudnienia wizowe spowodowały, że grupy osiadłe w poszczególnych regionach Azji Środkowej zaczęły się od siebie oddalać. By zapobiegać odwrotowi od języka dungańskiego, ale również by podtrzymać tradycję i scalać Dunganów wokół wspólnych spraw, od ponad 80 lat w stolicy Kirgistanu powstaje „Gazeta Dungańska” <(„Хуэймин бо”). Fatima Maszynchajewa była redaktorką tego dwutygodnika, a obecnie przygotowuje audycję radiową „Głos Dunganów”. – Zarówno w radiu, jak i w gazecie przybliżamy kulturę, historię i życie codzienne naszych mieszkających w całej Azji Środkowej rodaków – opowiada. – Jednak dla mnie istotne jest również to, by dbać o dobre stosunki łączące nas z Chinami. Obecnie sporo osób wyjeżdża na stypendia, uczy się mandaryńskiego, tam szuka swojej szansy na lepsze życie, dlatego poprzez środki masowego przekazu staramy się wspierać te powstające więzi.
Rachima Ismajewa i Fatima Maszynchajewa poprzez prowadzoną działalność naukową i społeczną aktywnie wspierają coraz liczniejsze grono naukowców, którzy interesują się Dunganami. Pomimo tego młode pokolenie nie do końca potrafi zrozumieć zainteresowanie, którym naukowcy ze świata obdarzają Dunganów. Studiująca w mieście Tokmok na Międzynarodowym Uniwersytecie Azji Środkowej (International University of Central Asia) Rachija jest szczerze zaskoczona tą rosnącą ciekawością.
– Często ci, którzy do nas przyjeżdżają, przekonują nas, że jesteśmy wyjątkowi. Dziwią się temu, kim i jacy jesteśmy. A tymczasem my nie czujemy się fenomenem kulturowym… albo przynajmniej jeszcze nie nauczyliśmy się tak o sobie myśleć.
Rachija swoje długie, ciemne, lśniące włosy upięła w luźny warkocz. Nosi modne okulary o grubych oprawkach, a na szyi niedbale przewiesiła kolorowy szal. Ma dwadzieścia lat i jej przodkowie przybyli do Kirgistanu z chińskiej prowincji Shaanxi.
– Pochodzę z dość tradycyjnej rodziny. O codziennych sprawach rozmawia się u nas tylko po dungańsku – przyznaje.
Język, którym posługują się osoby wywodzące się z prowincji Gansu i te z Shaanxi, nie jest taki sam. Choć w mowie nie ma tak wielkich różnic jak w języku pisanym, dungańscy studenci z pewnym zażenowaniem przyznają, że łatwiej im się porozumieć po rosyjsku.
Dzisiejsze młode pokolenie jest świadome szansy, którą dał im los. Nawet ze słabą znajomością języka przodków nauka mandaryńskiego przychodzi im o wiele łatwiej niż Kirgizom czy Kazachom. Są pewni, że jego znajomość pomoże im w osiągnięciu zawodowego sukcesu. Gotowi wyjechać na stypendia, nie chcą jednak osiadać w Chinach na stałe, bo – jak podkreśla 21-letni student Tursun – to tu, w Azji Środkowej, jest ich prawdziwy dom. Państwo Środka niezmiernie ich kusi, ale równie mocno przeraża.

Rachija i Tursun podczas spotkania na Międzynarodowym Uniwersytecie Azji Środkowej, Tokmok, Kirgistan
Dunganie dobitnie podkreślają swą odrębność i nie chcą być uznawani za jedną z części składowych wielkich Chin. Większość nie zgadza się z tym, że Chińczycy traktują ich jako członków jednej ze swych mniejszości. Czują, że stanowią odrębny naród i tak też chcą być postrzegani.
– Nie podważam tego, skąd pochodzili moi przodkowie – dobitnie stwierdza Rachija – ale ja urodziłam się i wychowałam już tutaj. Czuję się Dunganką i obywatelką Kirgistanu. Nie czuję się za to Chinką.
* Podziękowania za pomoc w przygotowaniu tekstu kieruję do Rachimy Ismajewej, Fatimy Maszynchajewej oraz pracującego na uniwersytecie w Oslo i od lat zajmującego się Dunganami dr. Ivo Spiry.
16 lipca o godz. 10:55 35098
Bardzo interesujące.
Obawa o homogenizację w ramach Kirgistanu jest zrozumiała. Jednak to sami Dunganie muszą w sobie wykreować poczucie swoistości i pełności własnej kultury. Z pewnością nie zapewni tego ani sam Kirgistan, ani Chiny. Od tego będzie zależeć, czy ich język zniknie, jak zniknęło wiele tysięcy języków, oraz poczucie narodowej odrębności.
Z perspektywy Europy, perspektywa jest bardzo spłaszczona: wszyscy w Chinach to Chińczycy, którzy się między sobą nie różnią.
Może się mylę, ale Kirgistan już chyba nie jest widziany tak automatycznie homogenicznie: pewnie Kirgizi to nie sami identyczni ludzie, ale jakaś wielość plemion i narodów.
O ile ktoś w ogóle kojarzy, że istnienie jakiś Kirgistan.
24 lipca o godz. 19:54 35100
Dziś już Kirgistan jest powszechnie kojarzony. Natomiast fakt, że około sto lat temu Kirgizami nazywano Kazachów a dzisiejszych Kirgizów – Kara-Kirgizami, to fakty kojarzone bardzo mizernie.